Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szkoła sportu i życia według Orła Namysłów. „U nas nie ma kozaków” [WYWIAD, ZDJĘCIA]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
W Orle Namysłów młodzież nabywa nie tylko umiejętności sportowe, ale również kształtuje swój charakter i przygotowuje się do dorosłego życia.
W Orle Namysłów młodzież nabywa nie tylko umiejętności sportowe, ale również kształtuje swój charakter i przygotowuje się do dorosłego życia. Wiktor Gumiński
Orzeł Namysłów obchodzi w tym roku 55-lecie swojego istnienia. W tym zasłużonym zapaśniczym klubie od lat trenerzy przygotowują zawodników nie tylko do walk na macie, ale i kształtują ich charaktery oraz uczą ważnych życiowych wartości. O kulisach działalności Orła opowiada nam Kazimierz Szelągiewicz, pełniący w nim już od blisko 30 lat funkcję prezesa.

Młodzi namysłowianie są skazani na zapasy?
Teraz już nie tak jak kiedyś, ponieważ obecnie mają do wyboru kilka dyscyplin. Kiedyś natomiast dzieci mogły w Namysłowie trenować jedynie albo zapasy, albo piłkę nożną, stąd też praktycznie wszyscy mieli mniejszy bądź większy kontakt z naszą dyscypliną. Nie mamy jednak na co narzekać, bo w Orle trenuje aktualnie około 100 osób. Najmłodsi adepci zapasów mają 5-6 lat.

Jak zawodnicy trafiają do waszego klubu?
Z reguły, jeżeli rodzina jest wielodzietna, w jednym czasie treningi rozpoczynają rodzeństwa. Rodzice zapisują swoje pociechy do nas, by nie wojowali ze sobą w domu. Na macie mają pole do popisu, ale muszą walczyć zgodnie z wieloma regułami. U nas wielu rzeczy nie wolno. Zabronione jest kopanie, gryzienie czy zakładanie dźwigni. Trzeba radzić sobie umiejętnościami. Niektórzy trafiają też do Orła po tym, jak trenerzy wypatrzą ich w okolicznych szkołach. Tacy zawodnicy zwykle czymś się wyróżniają, ale predyspozycje szybkościowe czy gimnastyczne to w zapasach najwyżej 20 procent sukcesu. Reszta zależy od systematycznej, ciężkiej pracy.

Dużo osób jej nie wytrzymuje?
Kiedyś większość kończyła swoją przygodę z zapasami w wieku 18-19 lat, równo z zakończeniem nauki w szkole średniej. Teraz ten średni wiek dość mocno spadł, do 14-15 lat. Żeby myśleć o jakichkolwiek sukcesach, trzeba bowiem trenować przynajmniej przez pięć dni w tygodniu, po około dwie godziny. To wymaga wielu wyrzeczeń, wiąże się z brakiem klasycznego dzieciństwa. Nasi najlepsi reprezentanci właściwie go nie mieli. Dla nich zawsze na pierwszym miejscu był trening.

Czego uczą zapasy?
Przede wszystkim kształtują charakter, wolę walki i samodzielność. To sport indywidualny, wiec można polegać tylko na swojej sile i umiejętnościach. Podczas walki już nikt zawodnikowi nie pomoże. Żeby zwyciężyć, trzeba być twardym i dojrzałym emocjonalnie.

Zapasy to też forma resocjalizacji?
Owszem, trafiają do nas dzieci z trudnymi charakterami. Ale ci, którzy często nie sprawują się najlepiej w szkołach sprawdzają się w zapasach. Przychodząc na treningi do Orła od razu uczą się pokory. Nie ma znaczenia wiek: nowi na początku zawsze będą przegrywać nawet z teoretycznie słabszymi, bo nie mają odpowiednich umiejętności, a bić nie mogą. Nasi trenerzy również od razu dają im do zrozumienia, że na sali nie ma kozaków. Zawodnicy mają ich słuchać i wykonywać polecenia. Tak się kształtuje twarde, wojownicze charaktery. Ale to wszystkie wyłącznie dla dobra naszej młodzieży.

Mimo wszystko, zdarzały się na waszych treningach bójki?
Oczywiście, niejednokrotnie. Najbardziej temperamentni są zawodnicy w wieku 12-13 lat. Wtedy najczęściej zdarza się, że ktoś chce pokazać, kim to on nie jest. Młodzi są wtedy jednak jak koguty w stadzie: trochę się podziobią, ale po chwili przestaną.

Czujecie się wychowawcami waszej młodzieży?
Bez wątpienia mamy wpływ na kształtowanie ich osobowości. Staramy się ich uczyć wzajemnego szacunku oraz walki fair play. Niedopuszczalne jest, by u nas jeden wyśmiewał się z drugiego, np. ze względu na różnicę wagową. Kiedy jedziemy na zawody, jesteśmy bowiem drużyną, a nie tylko jednostkami. Nasza młodzież w przyszłości nie będzie sobie dała w kaszę napluć, bo „Orły” są wytrenowane, nie napakowane. A to zasadnicza różnica.

Co godne zauważenia, w Orle chłopcy trenują razem z dziewczynami.
Marzy nam się tworzenie sekcji kobiecej, ale na razie mamy w klubie zbyt mało zawodniczek. Co prawda trzy są już na wysokim poziomie, kilka młodszych nieźle się rozwija, ale problem polega na tym, że dziewczyny zniechęcają się do treningów łatwiej niż chłopcy. W pewnym wieku wiele dziewcząt zaczyna dbać o figurę. Wtedy już zbyt rozbudowane barki czy duże ręce stają się dla nich nie do zaakceptowania.

Wasz klub to czołowa marka zapaśnicza w Polsce. Były jednak czasy, kiedy sekcja była na krawędzi upadku.
Najgorzej było na początku lat 90., kiedy to hala trafiła w ręce gminy, a od nas odeszli praktycznie wszyscy zawodnicy. W 1992 roku zaczęliśmy budowę klubu praktycznie od zera. Na początku nie mieliśmy z tego żadnych pieniędzy. Przez kilka lat robiliśmy wszystko w czynie społecznym. Trenerzy nie dostawali za swoją pracę ani grosza. Pierwsze pieniądze z działalności klubu spłynęły do nas bodajże po siedmiu latach, ponieważ broniliśmy się wynikami. I tak były to grosze, ale nasze osiągnięcia sportowe sprawiały, że w kolejnych latach, chcąc nie chcąc, musieliśmy otrzymywać regularne dofinansowanie.

Pan i trenerzy dalej macie inne główne źródło dochodu?
Oczywiście, z zapasów nie sposób wyżyć, bo nie jest to dyscyplina medialna. Rozmawiamy w klubie, ale jestem już po całym dniu pracy. Podobnie jest z naszymi trenerami, którzy są zatrudnieni między innymi w policji czy w szkole. W Orle nie ma ludzi na etacie, ale jest i tak lepiej niż było kiedyś. Generalnie jednak robimy wszystko z pasji. Wiemy, że każdy grosz trzeba wynegocjować, i to nie jedną, a kilkoma rozmowami. Liczymy się z tym, że nikt nam sam z siebie nic nie przyniesie. Jest trudno o sponsorów, dlatego doceniamy każdą formę wsparcia.

Dużo dobrze rokujących zawodników Orła zrezygnowało z zapasów z powodów finansowych?
Oj, dużo. W pewnym wieku już trzeba dokonać wiążącego wyboru: albo się mocno poświęcić i kontynuować przygodę z zapasami, albo wybrać inną drogę życia. Obecnie naszymi najlepszymi przedstawicielami są Alicja Czyżowicz, Ewelina Ciunek i Radosław Marcinkiewicz. Ala aktualnie godzi treningi z nauką, bo dostaje trochę pieniędzy ze stypendium. Wciąż jednak nie wiemy, na co postawi po zakończeniu studiów. Ewelina ma nieco większe wsparcie finansowe, bo jest w tzw. Teamie 100, ale też więcej trenuje. Radek jest natomiast na etacie, ale na kompanii sportowej w Poznaniu. Generalnie jednak po zakończeniu szkoły średniej z samych stypendiów się nie wyżyje, skoro wynoszą one od 1000 do maksymalnie 2000 złotych. Wielu dobrze rokujących zapaśników zostaje wtedy tzw. dochodzącymi zawodnikami. Startują ewentualnie tylko w kraju, po miesiącu czy dwóch przygotowań, a potem znów na dłuższy czas odpuszczają treningi.

Jaki był najtrudniejszy moment, którego doświadczył pan w Orle Namysłów?
Miał on miejsce w czasie poprzedniego remontu naszej sali. Był on naprawdę konieczny, ale z drugiej strony nie mieliśmy wtedy gdzie ćwiczyć. Był czas, kiedy trenowaliśmy na stołówce w Zespole Szkół Rolniczych, na zwykłych płytkach. Podczas remontu ekipa za niego odpowiedzialna podeszła też lekceważąco do naszych trofeów. Dużo wartościowych rzeczy z dawnych lat poginęło. Tylko niektóre udało się odzyskać.

Przeżył też pan jednak wiele pięknych chwil.
Oczywiście. Największym sukcesem, jakim możemy pochwalić się jako klub, to brązowy medal Radka Marcinkiewicza na Igrzyskach Europejskich w Baku w 2015 roku. Dwukrotnie na igrzyskach olimpijskich startował pochodzący z Namysłowa i trenujący u nas Krystian Brzozowski, ale oficjalnie reprezentował on wtedy Górnika Łęczna. Jego wyniki jednak też bierzemy do siebie, a już szczególnie mistrzostwo świata kadetów w 1997 roku. Cztery lata później na mistrzostwa Europy kadetów do Turcji polecieli natomiast czterej zawodnicy Orła, a my dostaliśmy informację, że jeden z Polaków zdobył srebrny medal. Nie mieliśmy jednak wówczas telefonów komórkowych. Dopiero więc jak pojechaliśmy po nich na lotnisko okazało się, że medalistą jest nasz zawodnik Marcin Pawlak.

A jest coś, czego pan jeszcze w Orle nie doświadczył, a chciałby to uczynić?
Marzy mi się medal igrzysk olimpijskich. A już przynajmniej, żeby oficjalny reprezentant naszego klubu wystąpił na tej imprezie. Liczymy na to bardzo. Na dziś naszą największą nadzieją jest Ewelina Ciunek. Trzymamy za nią kciuki, by w przyszłości dostąpiła takiego zaszczytu jako zawodniczka Orła Namysłów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Szkoła sportu i życia według Orła Namysłów. „U nas nie ma kozaków” [WYWIAD, ZDJĘCIA] - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na namyslow.naszemiasto.pl Nasze Miasto